- Emmett, Jasper? Zabierzcie go do domu. Nie, Emmett do naszego domu. Nie do La Push. Co z tego? Nie widzisz, że Nessie cierpi? Trzeba się nim jak najszybciej zająć. - powiedział tata.
- Zanieście go do mojego gabinetu. Opatrzę jego rany. - dodał dziadek.
Gdy patrzyłam na twarz Jacoba wykrzywioną bólem, sama odczuwałam ból. Gdzieś w sercu. Podeszłam do niego i delikatnie złapałam za rękę, która wystawała pomimo tego, że i wujek Emmett i wujek Jasper nieśli go razem. Gdy doszliśmy do domu, zorientowałam się, że po moich policzkach płyną łzy. Chyba to zauważył, bo cichym i ochrypłym głosem powiedział: "Będzie dobrze". Kiedy wujkowie zanieśli go do gabinetu dziadka, ten wyprosił wszystkich, by móc opatrzyć jego rany. Nie chciałam wyjść, ale co zrobić?
piątek, 28 czerwca 2013
Rozdział #19
- Renesmee! - krzyknął tata.
- Tato... - szepnęłam, wiedząc,że mnie słyszy. - Jacob... tam leży... - wskazałam na niego.
- Już dobrze, Nessie. Spokojnie. - upewniła mnie mama.
- Ale oni tam go zabiją! - zaprotestowałam.
- Jacob jest silny. A nawet jeżeli... Siła miłości, pokona nienawiść. - odpowiedziała mama.
- Bello, chodźmy zrobić z nimi porządek. - zwrócił się do mamy tata.
Spojrzeli się na siebie. Lekko uśmiechnęli. Widziałam jak mama się skupia by ochronić tatę swoją tarczą. Ruszyli na przód. I już ich nie widziałam. Zobaczyłam ich dopiero wtedy, kiedy dobiegli do Ara. Skupiłam się i starałam kontrolować oddech, by móc usłyszeć ich rozmowę.
- Aro - zaczął tata. - Dlaczego to robisz? Podaj chociaż jeden sensowny powód.
- Edwardzie, myślałem iż nie wierz o tym, że twoja córka prowadza się z wilkołakiem. Martwiłem się o to, żeby nie skończyła z jakimiś obrażeniami.
- Nie przesadzaj. Nie myśl, że jestem głupi.
- Właśnie nie z nami te numery.- dołączyła ciocia Alice.
Ciocia Alice? Pewnie musiała zobaczyć, że grozi nam niebezpieczeństwo. Przyszli z nią pozostali Cullenowie, a także Denalczycy oraz Seth i Leah Clerwater. Ci ostatni byli pod postacią wilków, ale i tak poznałam, że to oni. W końcu tyle czasu spędzałam w La Push.
- Zostaw go albo inaczej się rozmówimy. - wcięła się ciocia Carmen. U jej boku jak zawsze stał wujek Eleazar.
- Już dobrze, dobrze zostawimy go. - powiedziała Jane.
Volturi wycofali się a nasza "drużyna" zaczęła się cieszyć. Jedynie ja byłam smutna.
- Jacob, zajmijmy się nim, proszę. - powiedziałam
- Tato... - szepnęłam, wiedząc,że mnie słyszy. - Jacob... tam leży... - wskazałam na niego.
- Już dobrze, Nessie. Spokojnie. - upewniła mnie mama.
- Ale oni tam go zabiją! - zaprotestowałam.
- Jacob jest silny. A nawet jeżeli... Siła miłości, pokona nienawiść. - odpowiedziała mama.
- Bello, chodźmy zrobić z nimi porządek. - zwrócił się do mamy tata.
Spojrzeli się na siebie. Lekko uśmiechnęli. Widziałam jak mama się skupia by ochronić tatę swoją tarczą. Ruszyli na przód. I już ich nie widziałam. Zobaczyłam ich dopiero wtedy, kiedy dobiegli do Ara. Skupiłam się i starałam kontrolować oddech, by móc usłyszeć ich rozmowę.
- Aro - zaczął tata. - Dlaczego to robisz? Podaj chociaż jeden sensowny powód.
- Edwardzie, myślałem iż nie wierz o tym, że twoja córka prowadza się z wilkołakiem. Martwiłem się o to, żeby nie skończyła z jakimiś obrażeniami.
- Nie przesadzaj. Nie myśl, że jestem głupi.
- Właśnie nie z nami te numery.- dołączyła ciocia Alice.
Ciocia Alice? Pewnie musiała zobaczyć, że grozi nam niebezpieczeństwo. Przyszli z nią pozostali Cullenowie, a także Denalczycy oraz Seth i Leah Clerwater. Ci ostatni byli pod postacią wilków, ale i tak poznałam, że to oni. W końcu tyle czasu spędzałam w La Push.
- Zostaw go albo inaczej się rozmówimy. - wcięła się ciocia Carmen. U jej boku jak zawsze stał wujek Eleazar.
- Już dobrze, dobrze zostawimy go. - powiedziała Jane.
Volturi wycofali się a nasza "drużyna" zaczęła się cieszyć. Jedynie ja byłam smutna.
- Jacob, zajmijmy się nim, proszę. - powiedziałam
Rozdział #18
Opowiadanie o Renesmee i Jacobie #18
Wpadłam na pomysł, by ruszyć z wrzaskiem w stronę Ara. Oczywiście cały czas powtarzałam w myślach słowa typu "Pomocy!" oraz "Ratunku!". Volturi nadal nie dawali spokoju Jacobowi. Ale dlaczego? Co on im takiego zrobił? A me to chodziło o mnie? Bali się, że ich wydam czy co? Ujawniając ich ujawniłabym siebie.
Słyszałam, że coś mówili. Nie wiedziałam jednak co. Lecz jedno zdanie dotarło do mnie nawet za głośno.
- A teraz... Zamienimy go w jednego z nas. - powiedział Aro. - Hm... Przynajmniej spróbujemy.
Wiedziałam, że wampirzy jad zabija wilkołaki. Po moich policzkach płynęły łzy. Postanowiłam, że będę błagać o litość dla Jake'a.
- Proszę, nie rób mu nic. Błagam. Weź mnie zamiast niego, ale nie rób mu już krzywdy.
- Nie... Nessie... nie... - słabym głosem powiedział Jacob.
Usłyszałam, że ktoś przemyka się przez krzaki. To byli rodzice. Przynajmniej tak mi się wydawało. I słusznie. Na szczęście.
Wpadłam na pomysł, by ruszyć z wrzaskiem w stronę Ara. Oczywiście cały czas powtarzałam w myślach słowa typu "Pomocy!" oraz "Ratunku!". Volturi nadal nie dawali spokoju Jacobowi. Ale dlaczego? Co on im takiego zrobił? A me to chodziło o mnie? Bali się, że ich wydam czy co? Ujawniając ich ujawniłabym siebie.
Słyszałam, że coś mówili. Nie wiedziałam jednak co. Lecz jedno zdanie dotarło do mnie nawet za głośno.
- A teraz... Zamienimy go w jednego z nas. - powiedział Aro. - Hm... Przynajmniej spróbujemy.
Wiedziałam, że wampirzy jad zabija wilkołaki. Po moich policzkach płynęły łzy. Postanowiłam, że będę błagać o litość dla Jake'a.
- Proszę, nie rób mu nic. Błagam. Weź mnie zamiast niego, ale nie rób mu już krzywdy.
- Nie... Nessie... nie... - słabym głosem powiedział Jacob.
Usłyszałam, że ktoś przemyka się przez krzaki. To byli rodzice. Przynajmniej tak mi się wydawało. I słusznie. Na szczęście.
niedziela, 9 czerwca 2013
Rozdział #17
Następnie wszyscy obecni Volturi, podeszli do Jacoba i zaczęli go kopać, uderzać i bawić się nim jak workiem treningowym.
Opowiadanie o Renesmee i Jacobie #17
Nie wiedziałam co zrobić. Z jednej strony musiałam biec po pomoc. Z drugiej nie mogłam zostawić Jacoba samego. Przypomniało mi się, że rodzice mieli iść dzisiaj na polowanie około 11:30. Spojrzałam na zegarek. Była 12:04. Postanowiłam, że będę w myślach powtarzać "Pomocy! Ratunku!". Wiedziałam, że tata słysząc to w moich myślach jak najszybciej przybiegnie. Moim drugim postanowieniem było zająć czymś Volturich, żeby Jacob mógł jakoś odejść. Ale jak? Hmm... Wiem!. Zacznę krzyczeć tak głośno, że będzie mnie słychać w całym lesie. Czy podziała? Nie wiem....
Opowiadanie o Renesmee i Jacobie #17
Nie wiedziałam co zrobić. Z jednej strony musiałam biec po pomoc. Z drugiej nie mogłam zostawić Jacoba samego. Przypomniało mi się, że rodzice mieli iść dzisiaj na polowanie około 11:30. Spojrzałam na zegarek. Była 12:04. Postanowiłam, że będę w myślach powtarzać "Pomocy! Ratunku!". Wiedziałam, że tata słysząc to w moich myślach jak najszybciej przybiegnie. Moim drugim postanowieniem było zająć czymś Volturich, żeby Jacob mógł jakoś odejść. Ale jak? Hmm... Wiem!. Zacznę krzyczeć tak głośno, że będzie mnie słychać w całym lesie. Czy podziała? Nie wiem....
czwartek, 6 czerwca 2013
Rozdział #16
Gdy rano się obudziłam, Jacob już nie spał. Byłam pełna entuzjazmu, na myśl o dniu spędzonym z nim sam na sam. On chyba też. Poszłam do łazienki wziąć prysznic. Gdy przyszłam do pokoju jego nie było. Gdzie poszedł? No nic. Może zszedł na śniadanie? Pomyślałam, że raczej tak i wyjęłam z szafy czerwoną spódniczkę i bluzkę w biało-czarne paski. Poszłam się ubrać i uczesać, po czym zeszłam na dół. Okazało się, że Jake szykował koszyk na piknik.
- I co dowiedziałaś się, czemu tak sumowaliśmy? - zażartował sobie ze mnie.
- Nie - odpowiedziałam - to nie wyjaśniona tajemnica, której nie odkryje nawet Sherlock Holmes. - oboje zaczęliśmy się śmiać.
- No więc zaplanowałem, że pójdziemy w miejsce, którego szukaliśmy razem z twoją mamą. Rok po jej przyjeździe do Forks.
- No okey, może być.
Po śniadaniu razem wyruszyliśmy na piknik. Zaskoczyło mnie, że jechaliśmy motorem. Gdy dotarliśmy na miejsce, stwierdziłam, że całkiem tutaj ładnie. Rozłożyliśmy koc i zaczęliśmy rozmawiać. W końcu Jacob zapytał się mnie o coś co było związane z moim małym fochem.
- Renesmee, czemu wtedy tak gwałtownie zareagowałaś? No wiesz, wtedy kiedy prawie cię pocałowałem.
- Właściwie to sama nie wiem. Może dlatego, że wcześniej mówiłeś mi, że kiedy się we mnie wpoiłeś byłam zaledwie niemowlakiem. Teraz mam 5 lat, ale odpowiadam dziewczynie w wieku 15, no może 16.
- Ciekawe, ciekawe... - Nie był to głos Jacoba, ani taty. Ani nikogo kto mieszkał w Forks.
Był to głos znienawidzony przeze mnie bardziej niż wszystko inne na świecie razem wzięte. Nie no... przesadziłam. Najgorszy był właściciel tego głosu - Aro. Przywódca Volturich.
- Nasza zakochana para, rozmawia o tym jak to było kiedy wilczek wpoił się w naszą Renesmee. - zadrwił sobie z nas.
- Jacob spokojnie - powiedziałam, bo czułam, że się denerwuje.
- Nie Renesmee, nie będę spokojny. Wybacz, ale ja muszę coś z nim zrobić. - cały zaczął drżeć i zamienił się w wilka.
Rzucił się w stronę Ara, lecz nagle zza niego wyłonił się Alec i Jane, Renata, Kajusz i Marek. Wiedziałam, że już było po nim. Ale Aro tylko podszedł do mnie.
- Żeby uspokoić wilczka, trzeba mu zabrać to co kocha. Jacob w momencie zamienił się w człowieka.
- Zostaw ją, weź mnie zamiast niej. Co ona ci zrobiła? - zaczął krzyczeć Jacob.
- Dobrze. Jane? Do dzieła.
- Tak panie. - powiedziała niziuteńka blondynka o rysach dziecka.
Zobaczyłam jak Jacob pada na podłogę i zwija się z bólu.
- Zostaw go! - krzyknęłam.
- Nie... Renesmee... nie... - krzyczał urywkowo Jacob.
- Alec? - powiedział Aro do swojego sługi.
Teraz Alec zaczął się znęcać nad Jacobem. Nie mogłam na to patrzeć. Następnie wszyscy obecni Volturi, podeszli do Jacoba i zaczęli go kopać, uderzać i bawić się nim jak workiem treningowym.
- I co dowiedziałaś się, czemu tak sumowaliśmy? - zażartował sobie ze mnie.
- Nie - odpowiedziałam - to nie wyjaśniona tajemnica, której nie odkryje nawet Sherlock Holmes. - oboje zaczęliśmy się śmiać.
- No więc zaplanowałem, że pójdziemy w miejsce, którego szukaliśmy razem z twoją mamą. Rok po jej przyjeździe do Forks.
- No okey, może być.
Po śniadaniu razem wyruszyliśmy na piknik. Zaskoczyło mnie, że jechaliśmy motorem. Gdy dotarliśmy na miejsce, stwierdziłam, że całkiem tutaj ładnie. Rozłożyliśmy koc i zaczęliśmy rozmawiać. W końcu Jacob zapytał się mnie o coś co było związane z moim małym fochem.
- Renesmee, czemu wtedy tak gwałtownie zareagowałaś? No wiesz, wtedy kiedy prawie cię pocałowałem.
- Właściwie to sama nie wiem. Może dlatego, że wcześniej mówiłeś mi, że kiedy się we mnie wpoiłeś byłam zaledwie niemowlakiem. Teraz mam 5 lat, ale odpowiadam dziewczynie w wieku 15, no może 16.
- Ciekawe, ciekawe... - Nie był to głos Jacoba, ani taty. Ani nikogo kto mieszkał w Forks.
Był to głos znienawidzony przeze mnie bardziej niż wszystko inne na świecie razem wzięte. Nie no... przesadziłam. Najgorszy był właściciel tego głosu - Aro. Przywódca Volturich.
- Nasza zakochana para, rozmawia o tym jak to było kiedy wilczek wpoił się w naszą Renesmee. - zadrwił sobie z nas.
- Jacob spokojnie - powiedziałam, bo czułam, że się denerwuje.
- Nie Renesmee, nie będę spokojny. Wybacz, ale ja muszę coś z nim zrobić. - cały zaczął drżeć i zamienił się w wilka.
Rzucił się w stronę Ara, lecz nagle zza niego wyłonił się Alec i Jane, Renata, Kajusz i Marek. Wiedziałam, że już było po nim. Ale Aro tylko podszedł do mnie.
- Żeby uspokoić wilczka, trzeba mu zabrać to co kocha. Jacob w momencie zamienił się w człowieka.
- Zostaw ją, weź mnie zamiast niej. Co ona ci zrobiła? - zaczął krzyczeć Jacob.
- Dobrze. Jane? Do dzieła.
- Tak panie. - powiedziała niziuteńka blondynka o rysach dziecka.
Zobaczyłam jak Jacob pada na podłogę i zwija się z bólu.
- Zostaw go! - krzyknęłam.
- Nie... Renesmee... nie... - krzyczał urywkowo Jacob.
- Alec? - powiedział Aro do swojego sługi.
Teraz Alec zaczął się znęcać nad Jacobem. Nie mogłam na to patrzeć. Następnie wszyscy obecni Volturi, podeszli do Jacoba i zaczęli go kopać, uderzać i bawić się nim jak workiem treningowym.
Rozdział #15
Położyłam głowę na jego kolanach i tak oto razem sobie siedząc kontynuowaliśmy rozmowę.
- Jacob?
- Tak?
- Może... pójdziemy gdzieś jutro?
- W sumie to dobry pomysł. Może pójdziemy na piknik?
- W sumie, czemu nie?
- A co my tak sumujemy? - oboje zaczęliśmy się śmiać
- No nie wiem, nie wiem.
- Może jak zaśniesz, to się dowiesz. - spojrzałam na niego zdziwiona.- No już... śpij.
- Nie - powiedziałam
- Mam stąd iść? Tym razem ja się obrażę.
- Nie nie idź. Proszę.
- To śpij.
- Chyba nie mam innego wyboru.
- Jacob?
- Tak?
- Może... pójdziemy gdzieś jutro?
- W sumie to dobry pomysł. Może pójdziemy na piknik?
- W sumie, czemu nie?
- A co my tak sumujemy? - oboje zaczęliśmy się śmiać
- No nie wiem, nie wiem.
- Może jak zaśniesz, to się dowiesz. - spojrzałam na niego zdziwiona.- No już... śpij.
- Nie - powiedziałam
- Mam stąd iść? Tym razem ja się obrażę.
- Nie nie idź. Proszę.
- To śpij.
- Chyba nie mam innego wyboru.
Rozdział #14
Nie mogłam zasnąć i cały czas myślałam o Jacobie. Chociaż go kochałam, teraz go nienawidziłam. Myślałam tak sobie, że chyba go wpuszczę i z nim porozmawiam. Dobra wpuszczę go. Ale będę udawać, że mnie nic nie obchodzi to co on mówi. Otworzyłam drzwi. Leżał pod ścianą prawie zasypiając, ale widząc, że drzwi mojego pokoju się otworzyły orzeźwił się.
- Jak masz tak stać pod ścianą i zasypiać to wejdź. - powiedziałam
- Dziękuję - odpowiedział na wpół zaspany.
- Lepiej wchodź bo się rozmyśle.
Wszedł do pokoju. Zastanawiał się czy usiąść czy nie. Wskazałam ręką na fotel żeby usiadł.
- Renesmee, wiesz że nie chciałem Cię urazić. Nawet nie wiesz co przeżywałem, gdy widziałem jak uciekasz cała zapłakana. Poczułem ból w sercu. Byłem zły na cały świat. Ale najbardziej na siebie. Proszę Nessie, nie bądź na mnie zła. Nie dokończyłem wtedy myśli. Chodziło mi o to, że gdyby twój tata dowiedział się o tym, że cię pocałowałem nie mógł bym cię odwiedzać. Co gorsza ty byś nie mogła zapewne nigdzie wychodzić. Zrobiłem to właśnie dlatego.
- Jacob wiesz, że jakoś bym go ubłagała o to, żeby pozwolił ci tutaj przychodzić. Ale wybaczę ci teraz. Ale żeby to było ostatni raz. Obiecaj mi to.
- Obiecuję - szepnął mi do ucha.
- Jak masz tak stać pod ścianą i zasypiać to wejdź. - powiedziałam
- Dziękuję - odpowiedział na wpół zaspany.
- Lepiej wchodź bo się rozmyśle.
Wszedł do pokoju. Zastanawiał się czy usiąść czy nie. Wskazałam ręką na fotel żeby usiadł.
- Renesmee, wiesz że nie chciałem Cię urazić. Nawet nie wiesz co przeżywałem, gdy widziałem jak uciekasz cała zapłakana. Poczułem ból w sercu. Byłem zły na cały świat. Ale najbardziej na siebie. Proszę Nessie, nie bądź na mnie zła. Nie dokończyłem wtedy myśli. Chodziło mi o to, że gdyby twój tata dowiedział się o tym, że cię pocałowałem nie mógł bym cię odwiedzać. Co gorsza ty byś nie mogła zapewne nigdzie wychodzić. Zrobiłem to właśnie dlatego.
- Jacob wiesz, że jakoś bym go ubłagała o to, żeby pozwolił ci tutaj przychodzić. Ale wybaczę ci teraz. Ale żeby to było ostatni raz. Obiecaj mi to.
- Obiecuję - szepnął mi do ucha.
Rozdział #13
Zasnęłam raczej szybko, biorąc pod uwagę fakt, że byłam całą nabuzowana energią. Obudziłam się około 4:30. Przeszłam się po pokoju i przez oszkloną część drzwi zauważyłam, że ktoś opiera się o nie. Otworzyłam drzwi, by zobaczyć kto to. Był to Jacob. Chciałam zamknąć drzwi jak najszybciej, ale ten palant i tak władował mi się do pokoju.
- Renesmee, wiem że jesteś na mnie zła, ale proszę cię wysłuchaj mnie.
- Zła? Nie jestem na ciebie zła.
- Nie? To dobrze.
- Jestem na ciebie wściekła. A teraz proszę wyjdź z mojego pokoju. Nie chcę cię widzieć.
- Proszę daj mi wytłumaczyć to wszystko.
- Wyjdź stąd.
- Dobrze, jeśli tego chcesz to wyjdę. Ale wiedz, że ja będę stał pod tymi drzwiami, dopóki mnie nie wysłuchasz.
- To sobie stój. Ja ci nie bronię.
Wypchnęłam go przez drzwi i szybko je zamknęłam. Usiadłam na łóżku i zaczęłam myśleć. Może i by tak go wysłuchać? Nie to by znaczyło, że za łatwo odpuszczam. Niech poczeka sobie z parę dni.
- Renesmee, wiem że jesteś na mnie zła, ale proszę cię wysłuchaj mnie.
- Zła? Nie jestem na ciebie zła.
- Nie? To dobrze.
- Jestem na ciebie wściekła. A teraz proszę wyjdź z mojego pokoju. Nie chcę cię widzieć.
- Proszę daj mi wytłumaczyć to wszystko.
- Wyjdź stąd.
- Dobrze, jeśli tego chcesz to wyjdę. Ale wiedz, że ja będę stał pod tymi drzwiami, dopóki mnie nie wysłuchasz.
- To sobie stój. Ja ci nie bronię.
Wypchnęłam go przez drzwi i szybko je zamknęłam. Usiadłam na łóżku i zaczęłam myśleć. Może i by tak go wysłuchać? Nie to by znaczyło, że za łatwo odpuszczam. Niech poczeka sobie z parę dni.
Rozdział #12
Biegłam do domu jak najszybciej. Nie chciałam żeby Jacob mnie dogonił. Kiedy znalazłam się już blisko domu, spotkałam ciocię Tanyę. Zupełnie zapomniałam, że miała wpaść do nas na dwa dni.
Ręką otarłam łzy, które spływały po moich policzkach.
- Renesmee, co się stało? - spytała
- Nic ciociu.
- Renesmee, wiem, że coś ci się stało. Płakałaś.
- Ciociu, ja nie chcę o tym mówić. A teraz chodź szybko do domu. - złapałam ją za rękę i wciągnęłam do domu.
Zauważyłam, że Jacob ma zamiar wejść do domu, ale spojrzałam na niego i chyba zrezygnował. Na moje nieszczęście do domu wchodzili rodzice i wpuścili go do środka. Szybko weszłam na schody i poszłam do swojego pokoju. Byłam już przy drzwiach, gdy nagle...
- Renesmee poczekaj - zawołał Jacob.
- A po co niby? Bo co, teraz Ci się zrobiło mnie żal? Wybacz ale nie mam zamiaru z tobą gadać. - weszłam do pokoju i trzasnęłam drzwiami.
Podeszłam do szuflady i wyciągnęłam klucz, który nigdy jeszcze nie zamykał moich drzwi. Włożyłam go w zamek i przekręciłam. Przebrałam się w piżamę, rzuciłam na łóżko i zaczęłam płakać.
Ręką otarłam łzy, które spływały po moich policzkach.
- Renesmee, co się stało? - spytała
- Nic ciociu.
- Renesmee, wiem, że coś ci się stało. Płakałaś.
- Ciociu, ja nie chcę o tym mówić. A teraz chodź szybko do domu. - złapałam ją za rękę i wciągnęłam do domu.
Zauważyłam, że Jacob ma zamiar wejść do domu, ale spojrzałam na niego i chyba zrezygnował. Na moje nieszczęście do domu wchodzili rodzice i wpuścili go do środka. Szybko weszłam na schody i poszłam do swojego pokoju. Byłam już przy drzwiach, gdy nagle...
- Renesmee poczekaj - zawołał Jacob.
- A po co niby? Bo co, teraz Ci się zrobiło mnie żal? Wybacz ale nie mam zamiaru z tobą gadać. - weszłam do pokoju i trzasnęłam drzwiami.
Podeszłam do szuflady i wyciągnęłam klucz, który nigdy jeszcze nie zamykał moich drzwi. Włożyłam go w zamek i przekręciłam. Przebrałam się w piżamę, rzuciłam na łóżko i zaczęłam płakać.
Rozdział #11
- Kiedy ja nie chcę wracać. Jest mi tutaj z tobą dobrze. - powiedziałam
- Renesmee, mamy przed sobą mnóstwo czasu. Ty będziesz żyła wiecznie. Ja dopóki zmieniam się w wilka, nie starzeję się. Co więc stoi na przeszkodzie, żebyśmy teraz poszli? Nic. Jutro też jest dzień. A po za tym... Twoi rodzice nie wygonią mnie z domu.
- No tak ale... a zresztą chodźmy już. - poddałam się, bo wiedziałam, że z nim nie wygram.
Kiedy szliśmy, tak jak w moim śnie zbierałam kwiaty. Były piękne, dzikie róże, konwalie, wrzosy i wiele, wiele innych. Zapytałam się, Jacoba, co czuje się podczas wpojenia, a on odpowiedział mi, że jak by od tamtej pory liczyła się tylko ta osoba. Kiedy skończyliśmy rozmawiać, Jacob wziął z mojej ręki jeden z kwiatów i wpiął mi go we włosy. Czułam jak jego palce, przesuwają się po mojej szyi. Nachylił się nade mną i lekko przysuwał do siebie. To wyglądało tak jakby chciał mnie pocałować. W ostatniej chwili odsunął się ode mnie. Chyba zbyt gwałtownie.
- Przepraszam Cię Nessie. Zapomniałem się. Ale przy tobie, czuję się tak jak gdyby, nie kierował mną umysł, ale serce.
- Jacob, za co ty mnie przepraszasz? - zapytałam
- No za to... no za to... że...
- Wyduś to w końcu z siebie! - krzyknęłam.
- Za to, że chciałem Cię pocałować.
- Ale, dlaczego mnie za to przepraszasz?
- Zupełnie zapomniałem, że jesteś jeszcze... tak w zasadzie dzieckiem.
- Czyli co? Nie przeszkadzało Ci być zakochanym w niemowlaku, ale pocałować 15-stolatkę, to już problem?!
- Nie, ale zrozum, gdyby...
- Nie Jacob, nie będę tego słuchać!
- Renesmee... - chciał coś chyba powiedzieć, ale ja byłam już daleko.
- Renesmee, mamy przed sobą mnóstwo czasu. Ty będziesz żyła wiecznie. Ja dopóki zmieniam się w wilka, nie starzeję się. Co więc stoi na przeszkodzie, żebyśmy teraz poszli? Nic. Jutro też jest dzień. A po za tym... Twoi rodzice nie wygonią mnie z domu.
- No tak ale... a zresztą chodźmy już. - poddałam się, bo wiedziałam, że z nim nie wygram.
Kiedy szliśmy, tak jak w moim śnie zbierałam kwiaty. Były piękne, dzikie róże, konwalie, wrzosy i wiele, wiele innych. Zapytałam się, Jacoba, co czuje się podczas wpojenia, a on odpowiedział mi, że jak by od tamtej pory liczyła się tylko ta osoba. Kiedy skończyliśmy rozmawiać, Jacob wziął z mojej ręki jeden z kwiatów i wpiął mi go we włosy. Czułam jak jego palce, przesuwają się po mojej szyi. Nachylił się nade mną i lekko przysuwał do siebie. To wyglądało tak jakby chciał mnie pocałować. W ostatniej chwili odsunął się ode mnie. Chyba zbyt gwałtownie.
- Przepraszam Cię Nessie. Zapomniałem się. Ale przy tobie, czuję się tak jak gdyby, nie kierował mną umysł, ale serce.
- Jacob, za co ty mnie przepraszasz? - zapytałam
- No za to... no za to... że...
- Wyduś to w końcu z siebie! - krzyknęłam.
- Za to, że chciałem Cię pocałować.
- Ale, dlaczego mnie za to przepraszasz?
- Zupełnie zapomniałem, że jesteś jeszcze... tak w zasadzie dzieckiem.
- Czyli co? Nie przeszkadzało Ci być zakochanym w niemowlaku, ale pocałować 15-stolatkę, to już problem?!
- Nie, ale zrozum, gdyby...
- Nie Jacob, nie będę tego słuchać!
- Renesmee... - chciał coś chyba powiedzieć, ale ja byłam już daleko.
Rozdział #10
- Ty... mnie... kochasz? - wydusiłam
- Tak.
Przez dłuższy czas nie mogłam mówić, a powietrze łapałam zdawkowo i bardzo łapczywie.
- Renesmee, powiedz mi, że nie uciekniesz stąd z krzykiem.
- Nie... nie ucieknę.
- Ufff, to dobrze. Ale co się dzieje?
- Choć, usiądziemy i ci to wytłumaczę.
- Dobrze, tam jest cień.
Przeszliśmy kawałek. Cały czas zastanawiałam się jak mam mu to powiedzieć. Może powiem to tak, a może inaczej?
- No to o co chodzi? - przerwał moje rozmyślania.
- No więc... Gdy cię nie było zrozumiałam, że jesteś dla mnie kimś ważnym. I kocham cię bardziej niż na przykład, wujka Emmeta czy Jaspera. Domyśliłam się, że jestem w tobie zakochana, ale nie myślałam, że ty we mnie też. Myślałam, że zwariowałam, przecież ty w końcu jesteś sporo starszy ode mnie.
- To nic. Pomyśl jak ja się czułem, gdy dowiedziałem się, że kocham kilkuminutowe dziecko.
- Ten świat nie jest normalny.
- Czy ktoś ci kiedyś obiecał, że świat jest normalny?
- Nie...
- Więc widzisz. Chyba musimy już wracać. Niedługo wrócą twoi rodzice i nas ochrzanią.
- Tak.
Przez dłuższy czas nie mogłam mówić, a powietrze łapałam zdawkowo i bardzo łapczywie.
- Renesmee, powiedz mi, że nie uciekniesz stąd z krzykiem.
- Nie... nie ucieknę.
- Ufff, to dobrze. Ale co się dzieje?
- Choć, usiądziemy i ci to wytłumaczę.
- Dobrze, tam jest cień.
Przeszliśmy kawałek. Cały czas zastanawiałam się jak mam mu to powiedzieć. Może powiem to tak, a może inaczej?
- No to o co chodzi? - przerwał moje rozmyślania.
- No więc... Gdy cię nie było zrozumiałam, że jesteś dla mnie kimś ważnym. I kocham cię bardziej niż na przykład, wujka Emmeta czy Jaspera. Domyśliłam się, że jestem w tobie zakochana, ale nie myślałam, że ty we mnie też. Myślałam, że zwariowałam, przecież ty w końcu jesteś sporo starszy ode mnie.
- To nic. Pomyśl jak ja się czułem, gdy dowiedziałem się, że kocham kilkuminutowe dziecko.
- Ten świat nie jest normalny.
- Czy ktoś ci kiedyś obiecał, że świat jest normalny?
- Nie...
- Więc widzisz. Chyba musimy już wracać. Niedługo wrócą twoi rodzice i nas ochrzanią.
Rozdział #9
- Idź na górę po kurtkę, możemy chodzić trochę dłużej... - kazał mi Jacob.
- Okey...
Weszłam na górę i wzięłam kurtkę z krzesła. Schodziłam już ze schodów, gdy nagle potknęłam się o własne nogi.
- Ratunku! - krzyknęłam.
Spadałam coraz szybciej. Myślałam już, że spadnę ze schodów.
Prawi tak było. Ale w ostatniej chwili, Jacob mnie złapał. Och, co ja bym bez niego zrobiła. Zakręcił mną delikatnie i postawił na podłodze.
- A może powinienem cię zanieść, żebyś się nie potknęła o nic?
- Nie, nie musisz.
- Ale i tak to zrobię!! - krzyknął i tak szybko, że nawet tego nie zauważyłam, wziął mnie na ręce.
Uciekał tak ze mną przez jakieś pięć minut, aż w końcu dotarliśmy na łąkę.
- Słuchaj Renesmee, muszę Ci o czymś powiedzieć.
- Tak?
- Jak ci na pewno wiadomo, kiedyś byłem zakochany w twojej mamie. Potem twoja mama poznała twojego tatę. Raz ją zostawił. Rok po tym jak się poznali on ją zostawił i spędzała sporo czasu ze mną. Wtedy się w niej zakochałem. Potem znowu pojawił się twój tata, a ona do niego wróciła. Wzięli ślub a potem twoja mama zaszła w ciąże.
- I pojawiłam się ja. - wtrąciłam
- Tak, ale trzeba powiedzieć o czymś jeszcze. Nienawidziłem Cię za to co jej robiłaś, ale później gdy Cię zobaczyłem, wpoiłem się w ciebie. To jest taki silny stan zakochania u wilków. Ale nie mija. Teraz Cię kocham i wiem, że ty mnie też.
- Okey...
Weszłam na górę i wzięłam kurtkę z krzesła. Schodziłam już ze schodów, gdy nagle potknęłam się o własne nogi.
- Ratunku! - krzyknęłam.
Spadałam coraz szybciej. Myślałam już, że spadnę ze schodów.
Prawi tak było. Ale w ostatniej chwili, Jacob mnie złapał. Och, co ja bym bez niego zrobiła. Zakręcił mną delikatnie i postawił na podłodze.
- A może powinienem cię zanieść, żebyś się nie potknęła o nic?
- Nie, nie musisz.
- Ale i tak to zrobię!! - krzyknął i tak szybko, że nawet tego nie zauważyłam, wziął mnie na ręce.
Uciekał tak ze mną przez jakieś pięć minut, aż w końcu dotarliśmy na łąkę.
- Słuchaj Renesmee, muszę Ci o czymś powiedzieć.
- Tak?
- Jak ci na pewno wiadomo, kiedyś byłem zakochany w twojej mamie. Potem twoja mama poznała twojego tatę. Raz ją zostawił. Rok po tym jak się poznali on ją zostawił i spędzała sporo czasu ze mną. Wtedy się w niej zakochałem. Potem znowu pojawił się twój tata, a ona do niego wróciła. Wzięli ślub a potem twoja mama zaszła w ciąże.
- I pojawiłam się ja. - wtrąciłam
- Tak, ale trzeba powiedzieć o czymś jeszcze. Nienawidziłem Cię za to co jej robiłaś, ale później gdy Cię zobaczyłem, wpoiłem się w ciebie. To jest taki silny stan zakochania u wilków. Ale nie mija. Teraz Cię kocham i wiem, że ty mnie też.
Rozdział #8
Gdy się obudziłam była godzina 17.30. Czy to możliwe, że spałam prawie cały dzień? Pewnie ktoś (wujek Emmett) przestawił mi zegarek. Sprawdziłam na telefonie. Ta sama godzina. Ja tyle nie spałam nigdy. Postanowiłam, że zejdę na dół i coś zjem. Na schodach usłyszałam znajomy głos. Nie głos mamy, taty, dziadka czy kogokolwiek kto mieszkał w tym domu. Był to głos Jacoba. Cicho weszłam na górę i mknęłam do swojego pokoju. Czy on nie miał przyjechać jutro? Chyba tak... Ale w zasadzie to dobrze, że przyjechał wcześniej. Ale z drugiej strony... nie mógł mnie uprzedzić!? Szybko, przebrałam się w ciuchy, które nie wlekły się za mną na kilometr, przeczesałam włosy, umyłam zęby i zeszłam na dół. Gdy Jacob mnie zobaczył na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- A więc, śpiąca królewna postanowiła wstać? - zapytał
- Naprawdę nie wiem jak mogłam tak długo spać.
- A ja wcale nie spałem. - powiedział
- Czemu?
- Nie mogłem. Ciągle myślałem nad wieloma sprawami.
- Ja też myślałam, ale wczoraj i dzisiaj rano.
- To ty nie spałaś?
- Wtedy jeszcze nie. Zasnęłam, bo zmęczyło mnie to myślenie...
- Oj ty biedna... A tak zmieniając temat. Pójdziesz się przejść?
- Tak chętnie.
- A więc, śpiąca królewna postanowiła wstać? - zapytał
- Naprawdę nie wiem jak mogłam tak długo spać.
- A ja wcale nie spałem. - powiedział
- Czemu?
- Nie mogłem. Ciągle myślałem nad wieloma sprawami.
- Ja też myślałam, ale wczoraj i dzisiaj rano.
- To ty nie spałaś?
- Wtedy jeszcze nie. Zasnęłam, bo zmęczyło mnie to myślenie...
- Oj ty biedna... A tak zmieniając temat. Pójdziesz się przejść?
- Tak chętnie.
Rozdział #7
Żałowałam, że wybudziłam się z tego snu. Był on cudowny. Prawie dowiedziałam się tego co chciałam wiedzieć. Ale z jednej strony dobrze, że się obudziłam. Ten sen mi coś uświadomił. Mianowicie to, że byłam zakochana w Jacobie. Ale czy to wypadało? On miał 21 lat, a ja chociaż wydawałam się mieć około 14, miałam zaledwie 4. Lecz nie umiałam zapanować nad tym uczuciem. Po prostu kochałam go. Nic się nie dało z tym zrobić. Uświadomił mi to dopiero ten sen. Po za tym, zastanawiałam się czy mu to powiedzieć. Pewnie by się ze mnie śmiał. Ale on zawsze jest ze mną szczery. Lepiej będzie jak mu to powiem. Nawet nie zauważyłam, że od mojego obudzenia się minęła godzina. Wstałam, ubrałam się w ciuchy z wczoraj i znów zaczęłam rozmyślać. Głownie o tym jak powiem Jacobowi, że się w nim zakochałam. To było trudne. Przecież nie wypalę prosto z mostu: "Hejka! Wiesz podobasz mi się.". To by było dziwne... Nie takiego czegoś nie mogłam zrobić. Myśląc coraz to intensywniej zasnęłam.
Rozdział #6
Byłam z Jacobem na łące. Bawiliśmy się wspaniale. Ja zrywałam kwiaty, a on gadał jak najęty. O tym jak Billi'emu robili w szpitalu badania, o tym co zobaczył w tamtym mieście. Ja też czasami, włączałam się do rozmowy, ale głównie to on mówił. Gdy już skończył, podszedł do krzaka dzikiej róży i zerwał jeden z kwiatów, po czym wpiął mi go we włosy. Wydawał mi się trochę spięty. Nie wiem czemu, ale chyba szykowało się na rozmowę.
- Renesmee, choć usiądziemy w cieniu - powiedział.
- Okey - odparłam i skocznym krokiem pomaszerowałam we wskazane przez Jacoba miejsce.
Gdy już usiedliśmy, nastała niezręczna cisza. Zastanawiałam się czy jej nie przerwać, ale nagle Jacob powiedział:
- Muszę ci coś wytłumaczyć.
- Na ja myślę - odpowiedziałam.
- Tylko najpierw obiecaj mi coś.
- Ale co?
- Nie obrazisz się na mnie za to co powiem, ani nie uciekniesz stąd z krzykiem.
- Dobrze, niby czemu miałabym to robić?
- To co Ci powiem może wydawać Ci się dziwne, więc chcę mieć pewność, że nadal będziesz ze mną rozmawiać.
- Będę, oj wiesz, że będę. Te nasze pogawędki... nic ich nie przebije.
- Oj tak... No więc... Od czego, by tutaj zacząć?
- Może od samego początku?
- No dobrze. Kiedy twoja mama przyjechała do Forks, łączyła nas przyjaźń. Nie za bliska, ale przyjaźń. Rok po tym jak twoi rodzice się poznali, twój tata zostawił twoją mamę. Ja i ona spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Uczyłem ją jeździć na motorze i tak dalej.
Zakochałem się w niej. Nie mogłem przestać o niej myśleć. Ale stała się taka rzecz, że bardzo skrzywdziłem twoją mamę, a to wszystko przez to, że jestem...
Nagle otworzyłam oczy i zobaczyłam, że znajduję się w swoim pokoju, a obok mnie nie ma nikogo. To był sen. Dlaczego był przecież taki piękny. Mógł, by się stać prawdą. A może był... Mama mówiła, że gdy Jacob przyjedzie, wszystko mi wytłumaczy. Więc... może byłą to namiastka tego co miało mnie czekać?
- Renesmee, choć usiądziemy w cieniu - powiedział.
- Okey - odparłam i skocznym krokiem pomaszerowałam we wskazane przez Jacoba miejsce.
Gdy już usiedliśmy, nastała niezręczna cisza. Zastanawiałam się czy jej nie przerwać, ale nagle Jacob powiedział:
- Muszę ci coś wytłumaczyć.
- Na ja myślę - odpowiedziałam.
- Tylko najpierw obiecaj mi coś.
- Ale co?
- Nie obrazisz się na mnie za to co powiem, ani nie uciekniesz stąd z krzykiem.
- Dobrze, niby czemu miałabym to robić?
- To co Ci powiem może wydawać Ci się dziwne, więc chcę mieć pewność, że nadal będziesz ze mną rozmawiać.
- Będę, oj wiesz, że będę. Te nasze pogawędki... nic ich nie przebije.
- Oj tak... No więc... Od czego, by tutaj zacząć?
- Może od samego początku?
- No dobrze. Kiedy twoja mama przyjechała do Forks, łączyła nas przyjaźń. Nie za bliska, ale przyjaźń. Rok po tym jak twoi rodzice się poznali, twój tata zostawił twoją mamę. Ja i ona spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Uczyłem ją jeździć na motorze i tak dalej.
Zakochałem się w niej. Nie mogłem przestać o niej myśleć. Ale stała się taka rzecz, że bardzo skrzywdziłem twoją mamę, a to wszystko przez to, że jestem...
Nagle otworzyłam oczy i zobaczyłam, że znajduję się w swoim pokoju, a obok mnie nie ma nikogo. To był sen. Dlaczego był przecież taki piękny. Mógł, by się stać prawdą. A może był... Mama mówiła, że gdy Jacob przyjedzie, wszystko mi wytłumaczy. Więc... może byłą to namiastka tego co miało mnie czekać?
Rozdział #5
Nagle do pokoju weszła mama.
- Tęsknisz za nim? - spytała
- Tak, ale nie wiem dlaczego. Nie wiem czemu, ale czuję do niego coś więcej niż na przykład do wujka Jaspera.
- Wiesz co, przed tym jak tata dał tobie słuchawkę ja rozmawiałam z Jacobem. Powiedział, że jak tylko wróci do Forks to wytłumaczy Ci wszystko.
- Ale on wróci dopiero za dwa dni...
- Tak wiem, ale tego samego dnia, ma do nas przyjść.
- Miejmy nadzieję, że szybko miną mi te dni...
- Nessie, jutro jedziemy z tatą do Phoenix zobaczyć się z Renee. Pojedziesz z nami czy zostaniesz?
- Chyba zostanę, babcia i tak dostała zawału jak mnie zobaczyła, że urosłam tak szybko. Nie chce przyczynić się do jej śmierci.
- Dobrze, to zostaniesz z Rosalie i Emmetem czy pojedziesz do dziadka?
- Zostanę w domu. Przy okazji posprzątam w pokoju.
- Dobrze - mama uśmiechnęła się do mnie i wyszła.
Poszłam do łazienki, by się umyć. Czułam jak woda robi się coraz cieplejsza, ale nic sobie z tego nie robiłam. W końcu poparzyłam się w lewą rękę. Nie wytrzymałam i krzyknęłam - "Au". Po chwili słyszałam jak ktoś wchodzi po schodach.
- Nic się nie stało! Po prostu... przewróciłam się. - powiedziałam, by nie niepokoić nikogo.
- Renesmee, wiem że kłamiesz. - to był tata. - Wiem też, że się oparzyłaś. Przede mną nie można mieć tajemnic i dobrze o tym wiesz.
- Przepraszam, że skłamałam. Ja po prostu nie chciałam was niepokoić.
- Dobrze. Jak się wykąpiesz, to przyjdź na dół. Zobaczymy, czy bardzo się poparzyłaś.
- Okey.
Minęło pięć minut i wyszłam z wanny. Owinęłam się ręcznikiem i poszłam do swojego pokoju, by się ubrać. Założyłam piżamę i zeszłam na dół. Czekał już tam na mnie dziadek i rodzice.
- Nic mi się nie stało. To tylko małe poparzenie. - powiedziałam.
- Daj, zobaczymy - odparł dziadek.
Pokazałam lewą rękę. Była tylko lekko zaczerwieniona. Dziadek oglądał ją z każdej strony. W końcu przestał.
- Faktycznie nic się nie stało, ale na przyszłość uważaj. - powiedział.
- Dobrze dziadku. Mogę iść już spać? Jestem zmęczona.
- Jasne, że możesz.
- Tęsknisz za nim? - spytała
- Tak, ale nie wiem dlaczego. Nie wiem czemu, ale czuję do niego coś więcej niż na przykład do wujka Jaspera.
- Wiesz co, przed tym jak tata dał tobie słuchawkę ja rozmawiałam z Jacobem. Powiedział, że jak tylko wróci do Forks to wytłumaczy Ci wszystko.
- Ale on wróci dopiero za dwa dni...
- Tak wiem, ale tego samego dnia, ma do nas przyjść.
- Miejmy nadzieję, że szybko miną mi te dni...
- Nessie, jutro jedziemy z tatą do Phoenix zobaczyć się z Renee. Pojedziesz z nami czy zostaniesz?
- Chyba zostanę, babcia i tak dostała zawału jak mnie zobaczyła, że urosłam tak szybko. Nie chce przyczynić się do jej śmierci.
- Dobrze, to zostaniesz z Rosalie i Emmetem czy pojedziesz do dziadka?
- Zostanę w domu. Przy okazji posprzątam w pokoju.
- Dobrze - mama uśmiechnęła się do mnie i wyszła.
Poszłam do łazienki, by się umyć. Czułam jak woda robi się coraz cieplejsza, ale nic sobie z tego nie robiłam. W końcu poparzyłam się w lewą rękę. Nie wytrzymałam i krzyknęłam - "Au". Po chwili słyszałam jak ktoś wchodzi po schodach.
- Nic się nie stało! Po prostu... przewróciłam się. - powiedziałam, by nie niepokoić nikogo.
- Renesmee, wiem że kłamiesz. - to był tata. - Wiem też, że się oparzyłaś. Przede mną nie można mieć tajemnic i dobrze o tym wiesz.
- Przepraszam, że skłamałam. Ja po prostu nie chciałam was niepokoić.
- Dobrze. Jak się wykąpiesz, to przyjdź na dół. Zobaczymy, czy bardzo się poparzyłaś.
- Okey.
Minęło pięć minut i wyszłam z wanny. Owinęłam się ręcznikiem i poszłam do swojego pokoju, by się ubrać. Założyłam piżamę i zeszłam na dół. Czekał już tam na mnie dziadek i rodzice.
- Nic mi się nie stało. To tylko małe poparzenie. - powiedziałam.
- Daj, zobaczymy - odparł dziadek.
Pokazałam lewą rękę. Była tylko lekko zaczerwieniona. Dziadek oglądał ją z każdej strony. W końcu przestał.
- Faktycznie nic się nie stało, ale na przyszłość uważaj. - powiedział.
- Dobrze dziadku. Mogę iść już spać? Jestem zmęczona.
- Jasne, że możesz.
Rozdział #4
Dzień minął mi praktycznie bez przeszkód. Dokończyłam czytać Wichrowe wzgórza, tata nauczył mnie nowej grać nowej piosenki, a potem wszyscy poszliśmy na polowanie. Kiedy nastał wieczór, postanowiłam zadzwonić do Jacoba. Wykręciłam jego numer, lecz był zajęty... Łzy napłynęły mi do oczu. Nagle do mojego pokoju wszedł tata. Czyżby czytał w moich myślach? Nie raczej nie... Powiedziałam mu, że jeśli jeszcze raz tak zrobi i ujawni wszystkim moje myśli nie będę się do niego odzywać.
- Renesmee, Jacob do ciebie - powiedział z rezygnacją w głosie.
Szybko otarłam łzy i wzięłam słuchawkę od taty.
- Nessie? Czy to ty? - usłyszałam znajomy głos - głos Jacoba
- Tak to ja. - szybko odpowiedziałam
- Czemu nie dzwoniłaś?
- Dzwoniłam do ciebie przed 5 minutami, ale byłeś zajęty - wyrzuciłam mu to
- Wybacz, próbowałem uzyskać pozwolenie na rozmowę od twojego ojca - w tym samym momencie zaczęliśmy się śmiać.
- I co udało Ci się?
- Jak widzisz.
- Po za tym jak tam z Billym?
- Wszystko okey. Jutro zrobią mu tylko jakieś tam badania i wracamy do La Push.
- To dobrze.
- No raczej nie?
- Dlaczego?
- Nie dobrze, tylko wspaniale.
- A dlaczego wspaniale?
- Musisz zadawać tyle pytań?
- Ja pierwsza zapytałam.
- Dobrze, wspaniale, bo chcę cię już zobaczyć. Nawet nie wiesz jak się za tobą stęskniłem. Teraz ty odpowiedz.
- Dobrze odpowiem. Nie muszę, ale chce zadawać tyle pytań.
- Hmm... Ciekawe...
- A co do ciekawe... Musimy porozmawiać jak przyjedziesz.
- A o czym?
- Rozmowa nie na telefon.
- Aha... Mam się bać?
- Nie nie musisz.
Wtedy do pokoju wszedł tata.
- Nessie kończ już. - powiedział
- Dobrze tato, tylko się pożegnam.
- Masz 10 minut.
Pokiwałam głową.
- Ja mam jeszcze 10 minut.
- Każą Ci kończyć? Szkoda...
- No szkoda... Ogromna...
- Będę tęsknił, wiesz?
- Przecież to tylko jutro i pojutrze już się widzimy - próbowałam jednocześnie pocieszyć i jego i siebie.
- Każdy dzień bez ciebie, dłuży mi się po stokroć.
- Ja też tęsknie. Pa
- Pa Nessie.
Odłożyłam słuchawkę i przez długi czas patrzyłam przez okno...
- Renesmee, Jacob do ciebie - powiedział z rezygnacją w głosie.
Szybko otarłam łzy i wzięłam słuchawkę od taty.
- Nessie? Czy to ty? - usłyszałam znajomy głos - głos Jacoba
- Tak to ja. - szybko odpowiedziałam
- Czemu nie dzwoniłaś?
- Dzwoniłam do ciebie przed 5 minutami, ale byłeś zajęty - wyrzuciłam mu to
- Wybacz, próbowałem uzyskać pozwolenie na rozmowę od twojego ojca - w tym samym momencie zaczęliśmy się śmiać.
- I co udało Ci się?
- Jak widzisz.
- Po za tym jak tam z Billym?
- Wszystko okey. Jutro zrobią mu tylko jakieś tam badania i wracamy do La Push.
- To dobrze.
- No raczej nie?
- Dlaczego?
- Nie dobrze, tylko wspaniale.
- A dlaczego wspaniale?
- Musisz zadawać tyle pytań?
- Ja pierwsza zapytałam.
- Dobrze, wspaniale, bo chcę cię już zobaczyć. Nawet nie wiesz jak się za tobą stęskniłem. Teraz ty odpowiedz.
- Dobrze odpowiem. Nie muszę, ale chce zadawać tyle pytań.
- Hmm... Ciekawe...
- A co do ciekawe... Musimy porozmawiać jak przyjedziesz.
- A o czym?
- Rozmowa nie na telefon.
- Aha... Mam się bać?
- Nie nie musisz.
Wtedy do pokoju wszedł tata.
- Nessie kończ już. - powiedział
- Dobrze tato, tylko się pożegnam.
- Masz 10 minut.
Pokiwałam głową.
- Ja mam jeszcze 10 minut.
- Każą Ci kończyć? Szkoda...
- No szkoda... Ogromna...
- Będę tęsknił, wiesz?
- Przecież to tylko jutro i pojutrze już się widzimy - próbowałam jednocześnie pocieszyć i jego i siebie.
- Każdy dzień bez ciebie, dłuży mi się po stokroć.
- Ja też tęsknie. Pa
- Pa Nessie.
Odłożyłam słuchawkę i przez długi czas patrzyłam przez okno...
Rozdział #3
Kiedy rano się obudziłam, zajęłam się zwykłymi porannymi czynnościami. Tamten dzień planowałam spędzić w domu i nigdzie nie chciałam wychodzić. Wyciągnęłam więc z szafy luźną koszulkę
i szare rozciągnięte dresy. Wiedziałam, że ciocia Alice mnie za to ochrzani, ale po co miałam się stroić, będąc w domu. Włosy splotłam w dobierany warkocz, by mi nie przeszkadzały. Z szafki wyciągnęłam batonik zbożowy i powoli zaczęłam go jeść. Jakoś dziwnie się czułam. A może to wyrzuty sumienia, że nie pojechałam z Jacobem? Możliwe... Chora na pewno nie byłam. Dziadek tłumaczył mi, że nie mogę zachorować. Gdy już zjadłam, zaczęłam ścielić łóżko. Nagle pod pościelą zauważyłam jakiś czerwony papierek. Okazało się, że to liścik. Na przodzie karteczki widniał napis "Do Renesmee" postanowiłam przeczytać go, zaraz po pościeleniu łóżka. Gdy już to zrobiłam, usiadłam i skupiłam się na czytaniu.
- "Droga Renesmee! Ja jestem już w drodze do szpitala. Wybacz, że się nie pożegnałem, ale nie chciałem Cię budzić. Tak smacznie spałaś. Mam nadzieję, że ta wizyta nie potrwa długo. Billy wspominał coś o tygodniu. Jeśli będziesz chciała się ze mną skontaktować, zadzwoń. Numer znasz. Do zobaczenia, wkrótce. Jacob" - oto taka była treść tego listu.
Nie wiem czemu, lecz gdy go czytałam, ścisnęło mnie w gardle i chciałam się rozpłakać. Nie umiałam zapanować nad łzami i się rozpłakałam. Po chwili na górę weszła mama. Pewnie usłyszała jak płaczę.
- Córeczko co się stało? - spytała
- Nic... Po prostu... Jacob zostawił mi liścik... i jakoś tak... zachciało mi się płakać.
- On też nie był szczęśliwy kiedy wyjeżdżał.
- Mamo wytłumaczysz mi coś? - zapytałam
- Zależy co, ale raczej tak - z uśmiechem odpowiedziała mama.
- Dlaczego Jacob tutaj ciągle przychodzi? Przez to za bardzo się do niego przyzwyczaiłam i tęsknie za nim.
- Oj coś się zdaje, że nie mi o tym z tobą rozmawiać. Razem z tatą, babcią i dziadkiem, ciocią Alice i Rosalie oraz wujkiem Emmetem i Jasperem, obiecaliśmy Jacobowi, że to on ci to wytłumaczy. Nie mogę.
- Ale ja muszę to wiedzieć jak najszybciej.
- Może zadzwoń do niego? I porozmawiaj z nim. Hmm...? - zaproponowała mama
- Zadzwonię wieczorem - powiedziałam bardziej do siebie niż do mamy.
i szare rozciągnięte dresy. Wiedziałam, że ciocia Alice mnie za to ochrzani, ale po co miałam się stroić, będąc w domu. Włosy splotłam w dobierany warkocz, by mi nie przeszkadzały. Z szafki wyciągnęłam batonik zbożowy i powoli zaczęłam go jeść. Jakoś dziwnie się czułam. A może to wyrzuty sumienia, że nie pojechałam z Jacobem? Możliwe... Chora na pewno nie byłam. Dziadek tłumaczył mi, że nie mogę zachorować. Gdy już zjadłam, zaczęłam ścielić łóżko. Nagle pod pościelą zauważyłam jakiś czerwony papierek. Okazało się, że to liścik. Na przodzie karteczki widniał napis "Do Renesmee" postanowiłam przeczytać go, zaraz po pościeleniu łóżka. Gdy już to zrobiłam, usiadłam i skupiłam się na czytaniu.
- "Droga Renesmee! Ja jestem już w drodze do szpitala. Wybacz, że się nie pożegnałem, ale nie chciałem Cię budzić. Tak smacznie spałaś. Mam nadzieję, że ta wizyta nie potrwa długo. Billy wspominał coś o tygodniu. Jeśli będziesz chciała się ze mną skontaktować, zadzwoń. Numer znasz. Do zobaczenia, wkrótce. Jacob" - oto taka była treść tego listu.
Nie wiem czemu, lecz gdy go czytałam, ścisnęło mnie w gardle i chciałam się rozpłakać. Nie umiałam zapanować nad łzami i się rozpłakałam. Po chwili na górę weszła mama. Pewnie usłyszała jak płaczę.
- Córeczko co się stało? - spytała
- Nic... Po prostu... Jacob zostawił mi liścik... i jakoś tak... zachciało mi się płakać.
- On też nie był szczęśliwy kiedy wyjeżdżał.
- Mamo wytłumaczysz mi coś? - zapytałam
- Zależy co, ale raczej tak - z uśmiechem odpowiedziała mama.
- Dlaczego Jacob tutaj ciągle przychodzi? Przez to za bardzo się do niego przyzwyczaiłam i tęsknie za nim.
- Oj coś się zdaje, że nie mi o tym z tobą rozmawiać. Razem z tatą, babcią i dziadkiem, ciocią Alice i Rosalie oraz wujkiem Emmetem i Jasperem, obiecaliśmy Jacobowi, że to on ci to wytłumaczy. Nie mogę.
- Ale ja muszę to wiedzieć jak najszybciej.
- Może zadzwoń do niego? I porozmawiaj z nim. Hmm...? - zaproponowała mama
- Zadzwonię wieczorem - powiedziałam bardziej do siebie niż do mamy.
Rozdział #2
Zaprowadził mnie w głąb lasu, gdzie rodzice i reszta nie mogli nas słyszeć.
- A więc... Proszę cię, pojedź ze mną do szpitala. - powiedział
- Jacob, wiesz, że cię lubię? - spytałam
- Wiem i...?
- Nie obrazisz się na mnie?
- Nie nigdy... ale dlaczego nie chcesz jechać?
- Zawsze, gdy mnie prosisz, żebym z tobą gdzieś poszła albo pojechała, robię to, prawda?
- No tak, ale...
- No właśnie... Chcę pobyć trochę z rodziną...
- Czyli co nie jestem dla ciebie rodziną? - wykrzyczał, chyba ze łzami w oczach
- Nie o to mi chodzi... Źle mnie zrozumiałeś. Chodzi mi o mamę i tatę... Obiecuję ci, że następnym razem z tobą pojadę, ale proszę cię... Chociaż ten jeden raz pozwól mi zostać w domu.
- Ale...
- Tak wiem... Jedź ze mną, zobaczysz będzie fajnie... Słuchaj naprawdę Cię lubię i chciałabym jechać, ale chcę też spędzić trochę czasu z rodziną...
- Renesmee proszę cię, jedź ze mną - patrzył na mnie błagalnym wzrokiem.
Zawsze było mi trudno się oprzeć proszeniem tych oczu, więc by im nie ulec, zamknęłam oczy... Wtedy coś sobie przypomniałam. No tak... mogłam pokazać Jacobowi te wszystkie miejsca d których mnie zabrał i jak musiałam prosić tatę, żeby mi pozwolił pojechać z nim. Podniosłam rękę do góry i dotknęłam gorącego policzka Jacoba. Zdałam sobie sprawę jak mi zimno. Zadrżałam, ale skupiłam się, bym mogła pokazać Jacobowi, to co miałam. Gdy to zrobiłam, chyba dotarło do niego, że tym razem nie pojadę. Jeszcze raz zadrżałam z zimna.
- Zimno Ci? Pewnie tak... Zupełnie zapomniałem, która godzina, no i że tobie może być zimno.
Wziął mnie na ręce. Przytuliłam się do niego i poczułam jak jego skóra rozgrzewa moje ciało. Nie wiadomo kiedy zasnęłam.
- A więc... Proszę cię, pojedź ze mną do szpitala. - powiedział
- Jacob, wiesz, że cię lubię? - spytałam
- Wiem i...?
- Nie obrazisz się na mnie?
- Nie nigdy... ale dlaczego nie chcesz jechać?
- Zawsze, gdy mnie prosisz, żebym z tobą gdzieś poszła albo pojechała, robię to, prawda?
- No tak, ale...
- No właśnie... Chcę pobyć trochę z rodziną...
- Czyli co nie jestem dla ciebie rodziną? - wykrzyczał, chyba ze łzami w oczach
- Nie o to mi chodzi... Źle mnie zrozumiałeś. Chodzi mi o mamę i tatę... Obiecuję ci, że następnym razem z tobą pojadę, ale proszę cię... Chociaż ten jeden raz pozwól mi zostać w domu.
- Ale...
- Tak wiem... Jedź ze mną, zobaczysz będzie fajnie... Słuchaj naprawdę Cię lubię i chciałabym jechać, ale chcę też spędzić trochę czasu z rodziną...
- Renesmee proszę cię, jedź ze mną - patrzył na mnie błagalnym wzrokiem.
Zawsze było mi trudno się oprzeć proszeniem tych oczu, więc by im nie ulec, zamknęłam oczy... Wtedy coś sobie przypomniałam. No tak... mogłam pokazać Jacobowi te wszystkie miejsca d których mnie zabrał i jak musiałam prosić tatę, żeby mi pozwolił pojechać z nim. Podniosłam rękę do góry i dotknęłam gorącego policzka Jacoba. Zdałam sobie sprawę jak mi zimno. Zadrżałam, ale skupiłam się, bym mogła pokazać Jacobowi, to co miałam. Gdy to zrobiłam, chyba dotarło do niego, że tym razem nie pojadę. Jeszcze raz zadrżałam z zimna.
- Zimno Ci? Pewnie tak... Zupełnie zapomniałem, która godzina, no i że tobie może być zimno.
Wziął mnie na ręce. Przytuliłam się do niego i poczułam jak jego skóra rozgrzewa moje ciało. Nie wiadomo kiedy zasnęłam.
Rozdział #1
Był wieczór. Nagle usłyszałam wzburzone krzyki taty:.
- Nigdzie jej nie zabierzesz! - wrzeszczał na cały regulator
- Jestem tego samego zdania co Edward - tutaj odezwała się mama.
Postanowiłam zejść na dół i zobaczyć o co ten hałas. Gdy schodziłam ze schodów, zobaczyłam Jacoba. Tak podobno kiedyś był zakochany w mamie. Ciekawe czemu mu przeszło? Ale skoro już nie kocha mamy, to czemu przebywa tutaj całymi dniami? Czy on się tutaj wprowadził? Zastanawiało mnie to...
- Jacobie, wiemy, że jej nie skrzywdzisz, ale ona musi tutaj zostać. Gdy jest przy tobie Alice nie widzi jej przyszłości. Nie wiemy co się stanie. - tutaj głos zabrał dziadek.
- O co chodzi? - zapytałam
- Widzisz córeczko, tata Jacoba - Billy musi jechać do szpitala. Ostatnio nie czuje się najlepiej. I Jacob chce cię zabrać ze sobą. - spokojnie wytłumaczył mi tata.
- Czemu ja mam jechać? - spytałam Jacoba
- Hmm... Widzisz, to dziwne... - wydawał się być zakłopotany - No,
po prostu tak... Chciałem zabrać Cię na wycieczkę...
- Ciekawe, ciekawe - zamruczał pod nosem tata
Pod nosem cioci Rosalie usłyszałam coś w stylu "Lepszego kłamstwa nie mógł wymyślić?" Ale nie byłam pewna.
- Hmm... Chyba zostanę w domu... Muszę się zająć rodzicami... - powiedziałam.
- Hmm... No to szkoda... - wydawał się być smutny - Bello, mogę zabrać Nessie na spacer?
- Tia pytasz się Belli, bo wiesz, że ona Ci pozwoli - powiedział tata
- ale mnie to nigdy się nie spytasz?
- Dobrze niech Ci będzie - powiedział Jacob - Bello i Edwardzie czy mogę wziąć waszą córkę Renesmee na spacer? - próbował mówić z udawaną powagą.
- Macie pół godziny - powiedział tata - a jak się spóźnicie, to ty - wskazał palcem na Jacoba - masz zakaz wchodzenia do tego domu.
- Będziemy punktualnie - obiecał Jake
- Wejdę tylko na górę, po kurtkę - powiedziałam.
Weszłam szybko po schodach, szybko myknęłam do swojego pokoju i wzięłam pierwszą, lepszą kurtkę. Gdy zeszłam wiedziałam, że szykuje się pogadanka z Jacobem, żebym z nim pojechała. Tak... wywnioskowałam to z jego miny... Zawsze taką robił, gdy chciał mnie do czegoś przekonać. Ale tym razem postanowiłam, że się nie zgodzę. Zawsze się zgadzałam, gdy chciał, żebym pojechała do La Push, kiedy chciał mnie zabrać na wycieczkę do Port Angeles i nawet wtedy, gdy kazał mi iść na te potwornie nudne ogniska. Mama mówiła, że są one bardzo ciekawe i inspirujące. Do czego miały inspirować? Do tego jak zabić wampira? O nie, nie chciałam tego słuchać.
-"Tym razem nie będzie tak samo." - pomyślałam
- No to co, idziemy? - zapytał Jacob
- Tak, możemy iść - odparłam
- Nigdzie jej nie zabierzesz! - wrzeszczał na cały regulator
- Jestem tego samego zdania co Edward - tutaj odezwała się mama.
Postanowiłam zejść na dół i zobaczyć o co ten hałas. Gdy schodziłam ze schodów, zobaczyłam Jacoba. Tak podobno kiedyś był zakochany w mamie. Ciekawe czemu mu przeszło? Ale skoro już nie kocha mamy, to czemu przebywa tutaj całymi dniami? Czy on się tutaj wprowadził? Zastanawiało mnie to...
- Jacobie, wiemy, że jej nie skrzywdzisz, ale ona musi tutaj zostać. Gdy jest przy tobie Alice nie widzi jej przyszłości. Nie wiemy co się stanie. - tutaj głos zabrał dziadek.
- O co chodzi? - zapytałam
- Widzisz córeczko, tata Jacoba - Billy musi jechać do szpitala. Ostatnio nie czuje się najlepiej. I Jacob chce cię zabrać ze sobą. - spokojnie wytłumaczył mi tata.
- Czemu ja mam jechać? - spytałam Jacoba
- Hmm... Widzisz, to dziwne... - wydawał się być zakłopotany - No,
po prostu tak... Chciałem zabrać Cię na wycieczkę...
- Ciekawe, ciekawe - zamruczał pod nosem tata
Pod nosem cioci Rosalie usłyszałam coś w stylu "Lepszego kłamstwa nie mógł wymyślić?" Ale nie byłam pewna.
- Hmm... Chyba zostanę w domu... Muszę się zająć rodzicami... - powiedziałam.
- Hmm... No to szkoda... - wydawał się być smutny - Bello, mogę zabrać Nessie na spacer?
- Tia pytasz się Belli, bo wiesz, że ona Ci pozwoli - powiedział tata
- ale mnie to nigdy się nie spytasz?
- Dobrze niech Ci będzie - powiedział Jacob - Bello i Edwardzie czy mogę wziąć waszą córkę Renesmee na spacer? - próbował mówić z udawaną powagą.
- Macie pół godziny - powiedział tata - a jak się spóźnicie, to ty - wskazał palcem na Jacoba - masz zakaz wchodzenia do tego domu.
- Będziemy punktualnie - obiecał Jake
- Wejdę tylko na górę, po kurtkę - powiedziałam.
Weszłam szybko po schodach, szybko myknęłam do swojego pokoju i wzięłam pierwszą, lepszą kurtkę. Gdy zeszłam wiedziałam, że szykuje się pogadanka z Jacobem, żebym z nim pojechała. Tak... wywnioskowałam to z jego miny... Zawsze taką robił, gdy chciał mnie do czegoś przekonać. Ale tym razem postanowiłam, że się nie zgodzę. Zawsze się zgadzałam, gdy chciał, żebym pojechała do La Push, kiedy chciał mnie zabrać na wycieczkę do Port Angeles i nawet wtedy, gdy kazał mi iść na te potwornie nudne ogniska. Mama mówiła, że są one bardzo ciekawe i inspirujące. Do czego miały inspirować? Do tego jak zabić wampira? O nie, nie chciałam tego słuchać.
-"Tym razem nie będzie tak samo." - pomyślałam
- No to co, idziemy? - zapytał Jacob
- Tak, możemy iść - odparłam
Krótkie wprowadzenie...
Bloga założyłam na życzenie moich kochanych Zmierzhofanek. Szczególnie maltretowały mnie o to dziewczyny z Jaram się sagą Zmierzch na facebooku. Znajdziecie tutaj wszystkie rozdziały co na tamtej stronce. Mam nadzieję, że blog wam się spodoba. Ale może tak krótkie wprowadzenie? No to tak jest rok 2016. Renesmee fizycznie odpowiada dziewczynie w wieku 14 lat. Zaczyna rozumieć, że Jacob jest dla niej kimś więcej niż zwykłym "wujkiem", kiedy ten jedzie z Billym do szpitala (później się wyjaśni). Chcecie wiedzieć więcej? Czytajcie. Ta para będzie musiała przeżyć trudne chwile tak samo jak rodzice Renesmee. Do lektury zapraszam nie tylko fanów Zmierzchu.
Jestem geniuszem!!!
Jestem po prostu genialna! Zapomniałam hasła do starego blogera. Więc muszę założyć nowego. Od razu mówię, że będzie to ta sama treść co na poprzednim blogu! Więc zaczynamy za chwilę....
Subskrybuj:
Posty (Atom)