czwartek, 6 czerwca 2013

Rozdział #6

Byłam z Jacobem na łące. Bawiliśmy się wspaniale. Ja zrywałam kwiaty, a on gadał jak najęty. O tym jak Billi'emu robili w szpitalu badania, o tym co zobaczył w tamtym mieście. Ja też czasami, włączałam się do rozmowy, ale głównie to on mówił. Gdy już skończył, podszedł do krzaka dzikiej róży i zerwał jeden z kwiatów, po czym wpiął mi go we włosy. Wydawał mi się trochę spięty. Nie wiem czemu, ale chyba szykowało się na rozmowę.
- Renesmee, choć usiądziemy w cieniu - powiedział.
- Okey - odparłam i skocznym krokiem pomaszerowałam we wskazane przez Jacoba miejsce.
Gdy już usiedliśmy, nastała niezręczna cisza. Zastanawiałam się czy jej nie przerwać, ale nagle Jacob powiedział:
- Muszę ci coś wytłumaczyć.
- Na ja myślę - odpowiedziałam.
- Tylko najpierw obiecaj mi coś.
- Ale co?
- Nie obrazisz się na mnie za to co powiem, ani nie uciekniesz stąd z krzykiem.
- Dobrze, niby czemu miałabym to robić?
- To co Ci powiem może wydawać Ci się dziwne, więc chcę mieć pewność, że nadal będziesz ze mną rozmawiać.
- Będę, oj wiesz, że będę. Te nasze pogawędki... nic ich nie przebije.
- Oj tak... No więc... Od czego, by tutaj zacząć?
- Może od samego początku?
- No dobrze. Kiedy twoja mama przyjechała do Forks, łączyła nas przyjaźń. Nie za bliska, ale przyjaźń. Rok po tym jak twoi rodzice się poznali, twój tata zostawił twoją mamę. Ja i ona spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Uczyłem ją jeździć na motorze i tak dalej.
Zakochałem się w niej. Nie mogłem przestać o niej myśleć. Ale stała się taka rzecz, że bardzo skrzywdziłem twoją mamę, a to wszystko przez to, że jestem...
Nagle otworzyłam oczy i zobaczyłam, że znajduję się w swoim pokoju, a obok mnie nie ma nikogo. To był sen. Dlaczego był przecież taki piękny. Mógł, by się stać prawdą. A może był... Mama mówiła, że gdy Jacob przyjedzie, wszystko mi wytłumaczy. Więc... może byłą to namiastka tego co miało mnie czekać? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz