czwartek, 6 czerwca 2013

Rozdział #11

- Kiedy ja nie chcę wracać. Jest mi tutaj z tobą dobrze. - powiedziałam 
- Renesmee, mamy przed sobą mnóstwo czasu. Ty będziesz żyła wiecznie. Ja dopóki zmieniam się w wilka, nie starzeję się. Co więc stoi na przeszkodzie, żebyśmy teraz poszli? Nic. Jutro też jest dzień. A po za tym... Twoi rodzice nie wygonią mnie z domu.
- No tak ale... a zresztą chodźmy już. - poddałam się, bo wiedziałam, że z nim nie wygram.
Kiedy szliśmy, tak jak w moim śnie zbierałam kwiaty. Były piękne, dzikie róże, konwalie, wrzosy i wiele, wiele innych. Zapytałam się, Jacoba, co czuje się podczas wpojenia, a on odpowiedział mi, że jak by od tamtej pory liczyła się tylko ta osoba. Kiedy skończyliśmy rozmawiać, Jacob wziął z mojej ręki jeden z kwiatów i wpiął mi go we włosy. Czułam jak jego palce, przesuwają się po mojej szyi. Nachylił się nade mną i lekko przysuwał do siebie. To wyglądało tak jakby chciał mnie pocałować. W ostatniej chwili odsunął się ode mnie. Chyba zbyt gwałtownie.
- Przepraszam Cię Nessie. Zapomniałem się. Ale przy tobie, czuję się tak jak gdyby, nie kierował mną umysł, ale serce.
- Jacob, za co ty mnie przepraszasz? - zapytałam
- No za to... no za to... że...
- Wyduś to w końcu z siebie! - krzyknęłam.
- Za to, że chciałem Cię pocałować.
- Ale, dlaczego mnie za to przepraszasz?
- Zupełnie zapomniałem, że jesteś jeszcze... tak w zasadzie dzieckiem.
- Czyli co? Nie przeszkadzało Ci być zakochanym w niemowlaku, ale pocałować 15-stolatkę, to już problem?!
- Nie, ale zrozum, gdyby...
- Nie Jacob, nie będę tego słuchać!
- Renesmee... - chciał coś chyba powiedzieć, ale ja byłam już daleko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz